Jak się pożegnać z Tą, która Miała być u boku;
O której myślałem tylko jak o Żonie; jeszcze w tym roku;
Głos tego może nie wypowiedzieć; Może nie mieć komu; Już nie ma;
Jak to zrobię, że nie będę jej więcej słyszał, dla niej żartował i wysłuchiwał;
Straciłem tą spokojną melodię jej głosu; Już się nie uspokoję; Nie ja;
Co zrobić ze sobą; Gdzie pójść; O czym myśleć by przeżyć;
W czym mieć nadzieję.
Powiedziała..; Już drugi raz.
Dlaczego taka ścieżka Opatrzności. Kiedyś było blisko. Niemoc; Pustka i cierpienie; Wołanie do góry; Potem serce wyrwało się by być bliżej; Trzeba stracić by czuć prawdę; Już nie mogło wrócić;
Nie patrzeć; Nie widzieć; By nie rwało się serce;
Kocham!
Znieczulić. Zapominać; jak zapomniało się tyle już w życiu;
Skasować wszystko co z czułego pragnienia nagromadziło się z wielu moich stron.
Gdzie się schować!?
Gdzie snuć by być daleko; by nie tęsknić już Nigdy
nie widzieć jej blisko
https://youtu.be/Y_zfLepNkwI?list
https://youtu.be/uSI061gJ4yo?lis
https://youtu.be/39vjgORoNUA?list=FLUPJhwZxAIicF5MPZyCgY6w
Zdania nieuczesane
“Terytorium okupowane przez wroga - oto czym jest świat” C.S. Lewis
poniedziałek, 4 lipca 2016
czwartek, 24 lipca 2014
Właśnie wtedy
"Serce tego ludu stało się bowiem gnuśne, ich uszy dotknęła głuchota, a oczy ślepota, bo nie chcą widzieć ani słyszeć i nie chcą zrozumieć ani się nawrócić, żebym ich uzdrowił".
To z dzisiejszej Ewangelii.
Genialne!
Wcześniej jest napisane: "będziecie przysłuchiwać się ale nic nie zrozumiecie, będziecie się wpatrywać, ale nie zobaczycie".
I pojąłem, że to prawda. Ludzie słyszą jaka jest nauka i widzą jak inni żyją, ale nie rozumieją i nie widzą tej nauki, tej przyczyny. Serce stało się gnuśne, głuche i ślepe, bo oni sami nie chcą, taką podjęli decyzję, a przecież decyzja człowieka może zamknąć jego serce i nie otwierać, może sprawić, że będzie tkwił poza tym co jest Prawdą.
I co mnie tu oszołomiło?!
To, że Jezus mówi, że człowiek gdy CHCE widzieć, słyszeć, zrozumieć i nawrócić się to JEST WTEDY UZDRAWIANY PRZEZ NIEGO. Więc Bóg uzdrawia. I właśnie wtedy. To nie fikcja. To też nie fikcja, że człowiek umie zamknąć serce.
Łatwo to przychodzi.
http://youtu.be/Jj5goBtlRY4
To z dzisiejszej Ewangelii.
Genialne!
Wcześniej jest napisane: "będziecie przysłuchiwać się ale nic nie zrozumiecie, będziecie się wpatrywać, ale nie zobaczycie".
I pojąłem, że to prawda. Ludzie słyszą jaka jest nauka i widzą jak inni żyją, ale nie rozumieją i nie widzą tej nauki, tej przyczyny. Serce stało się gnuśne, głuche i ślepe, bo oni sami nie chcą, taką podjęli decyzję, a przecież decyzja człowieka może zamknąć jego serce i nie otwierać, może sprawić, że będzie tkwił poza tym co jest Prawdą.
I co mnie tu oszołomiło?!
To, że Jezus mówi, że człowiek gdy CHCE widzieć, słyszeć, zrozumieć i nawrócić się to JEST WTEDY UZDRAWIANY PRZEZ NIEGO. Więc Bóg uzdrawia. I właśnie wtedy. To nie fikcja. To też nie fikcja, że człowiek umie zamknąć serce.
Łatwo to przychodzi.
http://youtu.be/Jj5goBtlRY4
sobota, 16 listopada 2013
On
Wszystko to marność i pogoń za wiatrem...!
Widziałem mężczyznę. Był w podeszłym wieku, chciał być bogaty. Pomyślałem: po co?
Spotkałem mężczyznę. Ucieka od rzeczywistości. Ma dużo, ale nie miał miłości gdy był dzieckiem. Nie może odnaleźć swojej siły. Nikt nie pokazał mu wtedy Boga. Ucieka do alkoholu i narkotyków. Dla niego nie ma Boga.
Gdzie będzie za dziesięć lat?
Znam mężczyznę. Kocha pływać, otaczać się wodą. Nie jest w stanie tego robić. Zostałby wyśmiany.
Poznałem dziewczynę i chłopaka. Zranili siebie nawzajem. On najpierw, lub może Ona. Potem już poszło, bo natura ludzka jest delikatna. Może kochają się, ale nie umieją być z sobą.
Dzieci w domu dziecka. Rodzice nie umieli dać im bezpieczeństwa. Czy doświadczą Miłości?
Kilkuletni malec. Terroryzuje otoczenie. Nie zna jeszcze życia. Jakie mu pokażą?
Dużo spraw nas przerasta.
Musi być coś więcej w tym naszym życiu. Coś co nas podnosi!
Na pewno tak jest!
http://youtu.be/By-dJBiAQ7g
Dopisek:
"Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie"
http://youtu.be/TgJ18qXnLYQ
Widziałem mężczyznę. Był w podeszłym wieku, chciał być bogaty. Pomyślałem: po co?
Spotkałem mężczyznę. Ucieka od rzeczywistości. Ma dużo, ale nie miał miłości gdy był dzieckiem. Nie może odnaleźć swojej siły. Nikt nie pokazał mu wtedy Boga. Ucieka do alkoholu i narkotyków. Dla niego nie ma Boga.
Gdzie będzie za dziesięć lat?
Znam mężczyznę. Kocha pływać, otaczać się wodą. Nie jest w stanie tego robić. Zostałby wyśmiany.
Poznałem dziewczynę i chłopaka. Zranili siebie nawzajem. On najpierw, lub może Ona. Potem już poszło, bo natura ludzka jest delikatna. Może kochają się, ale nie umieją być z sobą.
Dzieci w domu dziecka. Rodzice nie umieli dać im bezpieczeństwa. Czy doświadczą Miłości?
Kilkuletni malec. Terroryzuje otoczenie. Nie zna jeszcze życia. Jakie mu pokażą?
Dużo spraw nas przerasta.
Musi być coś więcej w tym naszym życiu. Coś co nas podnosi!
Na pewno tak jest!
http://youtu.be/By-dJBiAQ7g
Dopisek:
"Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie"
http://youtu.be/TgJ18qXnLYQ
piątek, 15 listopada 2013
C z a s
Jest prawie pierwsza w nocy. Skończyłem oglądać Wyścig z czasem. Mój roczny
siostrzeniec obudził się w środku nocy. Usłyszałem wołanie: mama. Podszedłem,
ciemno, chłopiec siedział w łóżeczku, coś mu się musiało przyśnić. Pogłaskałem
go, położyłem, przykryłem kocem i uspokoiłem. Postałem przy nim trochę czasu.
Kilka osób spało w domu niedaleko chłopca. Ja znalazłem się tam w ten czas.
Nikt nie wiedziałby, że tak się wydarzyło. Mały chłopczyk, co zapamięta z tego
gdy dorośnie. Gdy będzie w moim wieku o czym będzie myślał..
Będę od niego wtedy dwa razy starszy. On podejdzie do mnie i powie, że pamięta tą noc i dziękuje mi, że byłem przy nim przez ten moment. Właśnie ja.
Taka abstrakcja zrodziła się w moim sercu.
Przemijamy i ciągle jest nowe.
Zostawić głęboko w sercu tych którzy idą dalej, odchodzą...
Będę na nich czekał, aż zobaczę ich Tam.
http://youtu.be/oZTqYyVg8VI
Będę od niego wtedy dwa razy starszy. On podejdzie do mnie i powie, że pamięta tą noc i dziękuje mi, że byłem przy nim przez ten moment. Właśnie ja.
Taka abstrakcja zrodziła się w moim sercu.
Przemijamy i ciągle jest nowe.
Zostawić głęboko w sercu tych którzy idą dalej, odchodzą...
Będę na nich czekał, aż zobaczę ich Tam.
http://youtu.be/oZTqYyVg8VI
poniedziałek, 13 czerwca 2011
Posłuchaj, to jest głos, który woła, wezwanie, by pójść daleko!
Niewiele mam do czynienia z Duchem Świętym, muszę to przyznać. Przyznam też, że uważam to za swój duży błąd!
Jeden z duchownych przedstawił ważną charakterystykę Ducha Świętego:
„Bez Ducha Świętego Bóg jest daleki, Chrystus jest przeszłością, Ewangelia martwą literą, Kościół tylko organizacją, władza panowaniem, posłannictwo propagandą, kult przywoływaniem wspomnień, a postępowanie po chrześcijańsku moralnością niewolników”.
Po tych słowach widać, że postać Ducha Świętego jest dość ważna!
Przed tygodniem, w jednym kazaniu, usłyszałem ważne słowa: "Bóg Ojciec prowadził swój lud w czasach Starego Testamentu, Jezus Chrystus objawiał się podczas swoich trzydziestu trzech lat chodzenia po ziemi, a czasy które przyszły po Jego wstąpieniu do nieba i będą trwały do końca dziejów należą do działania Ducha Świętego".
Mocne słowa, bo pokazały mi ubogość mojej relacji z Działającym dziś!
Jezus nie przebywa już fizycznie z nami, nie chodzi po Krakowskiej i nie uzdrawia, ale nie zostawił nas samych. Wyraźnie mówi do uczniów: "będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze - Ducha Prawdy (...); nie zostawię was sierotami...(J 14, 16).
Zwrot "Paraklet" określający Ducha Świętego nie oznacza tylko "pocieszyciela", jak to można wywnioskować z niektórych tłumaczeń Pisma Świętego. Paraklet oznacza rzecznika, obrońcę, adwokata. Jezus mówi, że zostanie On z nami na zawsze, kontynuując Jego dzieło w nas i w świecie. Mamy więc mocnego Rzecznika, bo Pismo zapewnia nas słowami: "kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was" (Mt 10, 19-20)
Ale dlaczego wciąż Go przyzywamy? Nie wystarczy jedno zesłanie? Otrzymaliśmy Ducha Świętego w czasie chrztu, a później z większą mocą w bierzmowaniu. Co roku modlimy się o Niego w czasie wielkanocnym. Duch Święty umyka nam najwyraźniej! Dlaczego? Dlatego, że jesteśmy dziurawymi naczyniami! Nasza ludzka natura, naznaczona grzechem, powoduje, że nie możemy raz a dobrze zaczerpnąć Ducha Świętego, a co jakiś czas musimy napełniać się Nim. Jesteśmy jak sitko! Przeciekamy! Ale dzięki temu sitko jest obmywane i coraz czystsze. Pamiętajmy tylko słowa Jezusa: "Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie - niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej (Duch Święty) popłyną z jego wnętrza" (J 7, 37-39)
A tamci, na których spoczęły pierwsze języki ognia, kim byli? Pewnie myślisz, że byli bardziej godni i bardziej gotowi na działanie z mocą niż Ty? Jedna z moich ulubionych pieśni, pt. "Pentecoste" mówi:
"Byli zwykłymi ludźmi jak ja, jak Ty
zarzucali swe sieci w jezioro
lub ściągali podatki w bramach miasta.
Mieli serce w piersi jak ja, jak ty
które ręka lodowata ściskała
Mieli oczy wypłakane z łez
i oblicze szare z gorączki i strachu
Myśleli zapewne o utraconym przyjacielu,
o kobiecie zostawionej na progu domu,
o krzyżu zatkniętym na szczycie pagórka"
Właśnie do takich zwykłych ludzi Pan posyła swojego Parakleta! Do Ciebie go posyła, abyś właśnie Ty wierząc głosił: "Bliskie już jest królestwo niebieskie". Właśnie Ty możesz: uzdrawiać chorych, wskrzeszać umarłych, oczyszczać trędowatych, wypędzać złe duchy!", gdyż darmo otrzymaliśmy i darmo mamy dawać! (Mt 10,7-13) A Pan mówi do Ciebie!:
"Jesteś mi potrzebny,
Potrzebuję twoich rąk, aby kontynuować moje błogosławieństwo,
Potrzebuję twoich ust, aby kontynuować moje nauczanie,
Potrzebuję twojego ciała, aby kontynuować moje cierpienie,
Potrzebuję twojego serca, aby kontynuować moja miłość,
Potrzebuję ciebie, aby kontynuować moje dzieło zbawienia" (M.Quoist)
W innym miejscu Pismo mówi: "Duch bowiem jeszcze nie był dany, ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony" (J 7, 39) Czy Jezus jest już uwielbiony w Twoim życiu? Proście Jezusa, uwielbiajcie Go swoim życiem, a da Wam Parakleta! Udzieli Wam swego Ducha po to, byście ożyli, i powiedzie Was do kraju Waszego, i poznacie, że On jest Panem. (Ez 37, 11-14)
"A wicher uderzył w bramę domu
Wpadł jak szalony do wieczernika
Mieli oczy i włosy pełne płomienia
i wyszli na plac, by krzyczeć z radości.
Człowieku, który czekasz ukryty w cieniu,
głos, który mówi, jest właśnie dla Ciebie
przynosi Ci radość, dobrą nowinę
Królestwo Boże już nadeszło" (Pentecoste)
sobota, 14 maja 2011
Nie mogłem się podnieść!
Ostatnie 24 godziny mocno odezwały się do mnie przez wydarzenia, uświadomienia, natchnienia. Po długiej letniości względem Pana Boga, On znów dał mi wiele łask. Jak dobry jest Bóg! Nie patrzę tak na Niego niestety. Nie patrzę tak zazwyczaj, poza chwilami łaski w których objawia mi się, pewnie podobnie jak apostołom na górze Tabor.
W pobliskim kościele miała miejsce tzw doba eucharystyczna. Odwiedziłem Przyjaciółkę a Ona zaproponowała by pójść tam na chwilę. Zagadaliśmy się i było już bardzo późno a moja ochota na adorację, jeśli w ogóle jakaś wcześniej była, teraz zmalała do zera! Postanowiłem wejść, uklęknąć i wyjść po minucie.
Nie mogłem się podnieść! Nie chciałem się podnosić! Jego majestat mnie przykuł!
Gdy tak klęczałem, Pan Bóg pokazał mi, że wcale nie widzę Go takim jakim jest. Dlaczego nieustannie ucieka mi to jak On zachowuje się w stosunku do mnie? Jezus jest nieustannie przy mnie! W tym byciu jest nieustannie miłujący! Nieustannie! (Jeśli wiesz w ogóle co znaczy kochać!? A nawet jeśli, to i tak nie jesteś w stanie wyobrazić sobie Takiej Miłości!)
A mi nieustannie to ucieka!
Uważam to za porażkę, bo żal mieć obok taką Osobę i być nieszczęśliwym!
Wiem jednak, że nie jestem dość czysty, by widzieć Boga w prawdzie. Konsekwencje przeszłości zadymiają Jego obraz. Na szczęście On pozwala się znaleźć! Im bardziej oczyszczony będę, tym bardziej da mi się poznać!
Dotknął mnie Bóg, ale to nie był koniec tego dnia i prowadzenia za rękę. (Jakże delikatny jest Jego dotyk).
Na jedną noc zmieniłem pokój, który stał wolny. Lubię czasem zmieniać otoczenie. Gdy się obudziłem, zobaczyłem leżącą przy mojej głowie kartkę z Aktem oddania, książeczką i ołówkiem. Zdziwiłem się i pomyślałem, że mój współlokator chciał mi coś przekazać kładąc mi to przy głowie. Myślałem... mam odmówić akt, litanię loretańską, ale po co ten ołówek?
Okazało się, że nikt z domowników nie maczał w tym palców! a mi dużo dało przeczytanie Aktu, szczególnie przy wcześniejszych, nocnych doświadczeniach adorowania Boga! Nabrałem na nowo wiary! Z wiarą wchodziłem w każde wydarzenie dnia! Nie lękałem się niczego.
Okazało się, że nikt z domowników nie maczał w tym palców! a mi dużo dało przeczytanie Aktu, szczególnie przy wcześniejszych, nocnych doświadczeniach adorowania Boga! Nabrałem na nowo wiary! Z wiarą wchodziłem w każde wydarzenie dnia! Nie lękałem się niczego.
Pan Bóg przemówił do mnie znów podczas Mszy Świętej. Zupełnie nie słyszałem ewangelii, ale Bóg i tak natchnął moje serce i po przyjęciu Komunii dał łaskę rozmyślania, uświadomienia sobie, że w tym opłatku jest On NAPRAWDĘ! Bardzo trudno było zachować te myśli. Pomogły mi tu bardzo ostatnie doświadczenia - to nocne, świeże i to z początku maja, gdy z bliska patrzyłem na efekty cudu eucharystycznego w Lanciano, zakrzepłą krew i Hostię przemienioną w kawałek ciała, tkankę sercową.
Udało mi się uchwycić, że Jezus Chrystus naprawdę jest teraz w tym chlebie który miałem na języku. Zazwyczaj idąc do komunii, wydarzenie to zagłuszają różne względy ludzkie, a prawdziwy Pan, zostaje niezauważony. Jaki to ból! Bardziej dla mnie niż dla Jezusa.
Podczas modlitwy po komunii poczułem jasno, że to ten sam Jezus który umarł za nas ludzi 2000 lat temu. To ten sam, który wtedy ustanowił ten znak eucharystyczny i zawarł w nim w sposób nadprzyrodzony swoje ciało i krew. To ten sam żywy Jezus. Pokarm prawdziwy dla duszy, by ta żyła.
Po Mszy spotkałem się z Przyjaciółką i usłyszałem, że chce ze mną rozważyć dzisiejszą ewangelię (J 6,52-59). Jakoś trudno było mi to zrobić, ale Pan Bóg przewidział też tą medytację dla mojego dobra.
"Jak On może nam dać /swoje/ ciało na pożywienie?", a jednak nie spożywając Tego Ciała nie będziemy mieli życia w sobie. Można pomyśleć o życiu wiecznym, ale na wstępie nie jest mowa o tym życiu. Gdybym nie spożywał Komunii, musiałoby to być spowodowane moim odejściem od Boga, moją grzesznością. Nie spożywanie Ciała Jezusa wyklucza też spowiedź, po której, będąc w łasce, można przystąpić do stołu Pańskiego. Człowiek żyjący ciągle w grzechu nie ma dobrej kondycji duchowej, psychicznej a za tym idzie też i cielesna. Nie ma życia przez to. Nie radzi sobie w nim.
Dalej Pan Jezus mówi, "kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne" i "Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem". To pokarm innego rodzaju niż śniadanie, bo ani nie syci, ani nie gasi pragnienia. Jeśli więc Jezus mówi, że jest to prawdziwy pokarm, to musi być pokarmem duchowym, żywiąc nieśmiertelną duszę człowieka, tak by mogła żyć wiecznie przy Bogu.
"Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie" - mówi Jezus!
Jezus trwa we mnie! Chcę by trwał! Chcę więc trwać przy Nim i Jego Kościele! Pan obiecuje mi życie jeśli będę Go spożywał. Będę żył przez Niego! Jak wiele On mi daje! Jak wiele daje Każdemu bez wyjątku!
Dzień zakończyłem w kościele rektorackim, gdzie od dziś, przez całą jedną dobę czytane jest Słowo Boże. Wybrana przypadkowa godzina okazała się nie być przypadkową. Rozważane chwilę wcześniej słowa ewangelii, zastaliśmy niedługo po zajęciu miejsca w ławce. Tak jak podczas nocnej adoracji nie mogłem wstać, tak tutaj nie chciałem wyjść! Pan Bóg przemawia!
Pan pokazał mi w minionej dobie trzy światy!
Pierwszym jest On - zawsze obecny, ciągle miłujący, nieskazitelny, święty. Drugim ja, pragnący być kiedyś blisko Niego. Być coraz bliżej! To dużo uboższy świat. Ja uwikłany, niedoskonały, nieumiejętny. Trzecim, ludzie nie mający nawet chwil refleksji, nie wchodzący nawet na moment w natchnienia, nie zniżający swojej dumy do Boga Prawdy!
Zawsze smutno mi gdy ich widzę! Boże bym ja nigdy nie stał się jednym z nich!
http://youtu.be/2YfhlztndB8
Po Mszy spotkałem się z Przyjaciółką i usłyszałem, że chce ze mną rozważyć dzisiejszą ewangelię (J 6,52-59). Jakoś trudno było mi to zrobić, ale Pan Bóg przewidział też tą medytację dla mojego dobra.
"Jak On może nam dać /swoje/ ciało na pożywienie?", a jednak nie spożywając Tego Ciała nie będziemy mieli życia w sobie. Można pomyśleć o życiu wiecznym, ale na wstępie nie jest mowa o tym życiu. Gdybym nie spożywał Komunii, musiałoby to być spowodowane moim odejściem od Boga, moją grzesznością. Nie spożywanie Ciała Jezusa wyklucza też spowiedź, po której, będąc w łasce, można przystąpić do stołu Pańskiego. Człowiek żyjący ciągle w grzechu nie ma dobrej kondycji duchowej, psychicznej a za tym idzie też i cielesna. Nie ma życia przez to. Nie radzi sobie w nim.
Dalej Pan Jezus mówi, "kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne" i "Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem". To pokarm innego rodzaju niż śniadanie, bo ani nie syci, ani nie gasi pragnienia. Jeśli więc Jezus mówi, że jest to prawdziwy pokarm, to musi być pokarmem duchowym, żywiąc nieśmiertelną duszę człowieka, tak by mogła żyć wiecznie przy Bogu.
"Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie" - mówi Jezus!
Jezus trwa we mnie! Chcę by trwał! Chcę więc trwać przy Nim i Jego Kościele! Pan obiecuje mi życie jeśli będę Go spożywał. Będę żył przez Niego! Jak wiele On mi daje! Jak wiele daje Każdemu bez wyjątku!
Dzień zakończyłem w kościele rektorackim, gdzie od dziś, przez całą jedną dobę czytane jest Słowo Boże. Wybrana przypadkowa godzina okazała się nie być przypadkową. Rozważane chwilę wcześniej słowa ewangelii, zastaliśmy niedługo po zajęciu miejsca w ławce. Tak jak podczas nocnej adoracji nie mogłem wstać, tak tutaj nie chciałem wyjść! Pan Bóg przemawia!
Pan pokazał mi w minionej dobie trzy światy!
Pierwszym jest On - zawsze obecny, ciągle miłujący, nieskazitelny, święty. Drugim ja, pragnący być kiedyś blisko Niego. Być coraz bliżej! To dużo uboższy świat. Ja uwikłany, niedoskonały, nieumiejętny. Trzecim, ludzie nie mający nawet chwil refleksji, nie wchodzący nawet na moment w natchnienia, nie zniżający swojej dumy do Boga Prawdy!
Zawsze smutno mi gdy ich widzę! Boże bym ja nigdy nie stał się jednym z nich!
http://youtu.be/2YfhlztndB8
piątek, 8 kwietnia 2011
Zadanie specjalne!
Doświadczenia ostatnich dni powiedziały mi dość mocno, że absolutną podstawą tego co powinien zrobić katolik, jest totalne zaufanie Bogu, we wszystkich sferach życia. Kwestia takiego zaufania dojrzewała we mnie od jakiegoś czasu. Przed laty, nie w pełnej świadomości i oddaniu się, prosiłem Pana Boga o to i o tamto. Nie mam jeszcze w sobie tyle ufności ile chce od człowieka Bóg. Wciąż jeszcze zbliżam się do pełnego rzucenia się w ramiona Boga Ojca. Mamy być przecież jak dzieci, a one w pełni ufają swojemu ojcu. Skacząc z łóżka nie zastanawiają się nawet przez chwilę nad tym czy tata je złapie, czy nie.
Patrząc w tył widzę, że każde życiowe załamanie uczyło mnie tego, gdzie jest wytchnienie. Nie tylko wytchnienie znajdowałem w bliskości Pana Boga, ale i rozwój. Jeszcze całkiem nie tak dawno temu zrozumiałem, że słaby jestem w tej relacji. Źle się czułem gdy doszło do mnie, że reprezentuję głównie model pt. "Jak trwoga, to do Boga". To jest porażka, ale też i - chyba obowiązkowy - etap wzrastania wiary.
Pamiętam, że miewałem przed laty przebłyski ufności Panu Bogu. Zaczęły się one gdy mój Przyjaciel wrócił z Rekolekcji Ignacjańskich, a ja strasznie ciągnąłem go za język! :) Dużo mi dało słuchanie od niego tej teorii "fundamentalnej", choć szczątkowo opowiedzianej. Po tym zaczęły się dziać moje małe doświadczenia Opatrzności Bożej.
Kończąc studia nie miałem gdzie mieszkać. Udało mi się oddać to Bogu i nie czekałem długo, aż ktoś sam zaproponował mi pokój u siebie w domu. Bardzo blisko tabernakulum :) Oddałem Bogu później moją samotność, moje pragnienie kochania kobiety. Pan Bóg zareagował szybko, przysyłając mi dobrą dziewczynę. Później praca zawodowa.. Gdy w końcu udało mi się przestać motać samemu ze sobą i oddałem też to Panu, on zareagował równie szybko. Któregoś ranka zadzwonił telefon, odbebrałem i słyszę głos koleżanki mówiącej do mnie: "Mariusz znalazłam dla Ciebie pracę, z zamieszkaniem". Dostałem tą pracę, choć przyszedłem w ostatni dzień zgłaszania swoich kandyatur. To były cudowne dowody na Opatrzność Pana Boga. No i na to, że On mną się zajmuje. Tak jak Tobą! Uwierz mi!
Pan Bóg jednak daje i zabiera. W tym też ma swoje plany, na pewno o wiele mądrzejsze od moich! Zabrał mi w końcu wszystko to o czym napisałem wyżej. Tak ustawił wydarzenia, że to wszystko się rozpadło. Rozpadło się w bólu, ale właśnie ten ból zaprowadził mnie kilka kroków dalej w zawierzeniu. Może i paradoks - Bóg rozwala mi coś co sam mi dał, a ja idę do Niego po ukojenie, zamiast odwrócić się od Niego. Jednak tylko On ma potęgę i chwałę na wieki! - Tego mnie już nauczył na szczęście! :)
Ten rok zaczął się tematem zawierzenia i dotąd temat ten przychodzi do mnie i nalega bym go ogarnął. W styczniu umówiłem się z Przyjacielem na modlitwę! To była moc! Po niej dostałem Ducha Świętego i takie światło mówiące, że ufając Panu Bogu, "oddając Mu" coś ważnego, ale równocześnie starając się też o to własną mocą, pomysłowością i czym tam jeszcze, tak naprawdę nie ufamy Mu W PEŁNI. Później słuchając homilii ks. Pawlukiewicza, usłyszałem jak mówiąc o zaufaniu, wspomniał, że mamy "zbytnio się nie troszczyć", (jak to jest przetłumaczone w Biblii Tysiąclecia). "Zbytnio" - więc trochę powinniśmy kombinować coś na własną rękę. Zawahałem się, choć nie do końca mi to pasowało. W ostatnim czasie, ksiądz z mojej wspólnoty powiedział mi, że w oryginale nie ma słowa "zbytnio". Potem trafiłem na "Akt oddania" (kliknij), który czytałem z prędkością 1 słowa na 5 sekund, by niczego nie zgubić i wszystko zacząć przyswajać. Uczę się takiego zawierzenia, bo wielokrotnie przekonałem się, że sam z siebie NIC nie mogę! To zadanie specjalne człowieka! Na szczęście jest to mission possible.
Wczoraj też doświadczyłem tego, że czasem trzeba z czegoś zrezygnować, nawet z tego czego się mocno pragnęło, gdy widać, że już nie ma się na to szans. Pomyślałem, że dobre rzeczy, te przygotowane specjalnie dla nas od Boga, przychodzą z pokojem w sercu. Ale ten punkt patrzenia, nie wyklucza tego, że coś sam zepsułem, zaniedbałem w realizacji tego pragnienia. Niepokój mógł pochodzić z moich błędów, z mojej wyobraźni. Aktualnie nie ogarniam pewnej rzeczywistości. Zostawiam ją! Niech zapanuje normalność zamiast spięcia :)
Czas na uspokojenie się, by do myślenia doszło serce! :)
Niech będzie jak Ty chcesz Panie, Ty masz najlepszy scenariusz, bo znasz mnie lepiej niż ja! Troszcz się Ty!
wtorek, 5 kwietnia 2011
Nic nie przychodzi z łatwością!
Chociaż pragnę, nie umiem zrealizować.
W czym tkwi problem? W zwykłym tchórzostwie?
Muszę przyznać, że nie raz w życiu przed czymś uciekałem - przed czymś czego paradoksalnie chciałem - a uciekałem w taki sposób, że okazywało się, że jestem już za daleko namacalności własnego pragnienia i traciłem możliwość bezpowrotnie.
Gdyby na te historie patrzeć Opatrznościowo, widać by było, że tak po prostu miało być w planach Bożych!
Ostatnio trafiły do mnie, nie pamiętam już w jaki sposób, słowa Kardynała Wyszyńskiego: "Wiadomo, że nie powstało wiele dobrych rzeczy, dlatego że czekało się na lepsze".
Przyznam, że w tej chwili, dziś, brakuje mi wiary. Zachwiała się ona w tych dniach, schowała się gdzieś przed moimi oczami. Brakuje mi wiary w to, że jeśli Pan Bóg chce dla mnie konkretnie tego, tamtego i ..Tej, to zrobi tak, by było po Jego myśli. "Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą". A ja wznoszę sobie taki jeden domek i lękam się, że nie wyjdzie, że Pan go może nie chce - a przecież ja chcę! I mogę teraz tupać, ale wiem, że jeśli On nie zechce to nie będzie i już. Chciałbym jednak, by chciał i jeszcze do tego zorganizował wszystkie okoliczności właściwie!
Nie jeden raz, gdy miałem Ducha w sobie, miałem jasność umysłu i umiałem zobaczyć pewne rzeczy w tak bardzo jasnym świetle, że ogarniała mnie radość, bo widziałem odpowiednią drogę. Dziś nie mam Ducha, jest inaczej z tą nadzieją, z tym optymizmem, z tą śmiałością i odwagą!
Ale nie opuszcza mnie Pan Bóg, bo mimo wszystko trzymam się Go z nadzieją, a nawet gdybym ja się nie trzymał, to przecież: "(...) On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego".
Pisząc dziś Przyjaciółce pewne aktualne przeżycia, używając internetowej bramki sms, po wpisaniu krótkiej wiadomości: "Tylko nie wiem co Jezus mi na tą sytuację mówi" musiałem przepisać słowo z obrazka, by sms poszedł dalej. Potrzebnym słowem okazało się słowo "psalm". Gdy o tym się dowiedziała moja Przyjaciółka, powiedziała: "Ale czadzior!!! Konkret jak nic!!! Rozważałeś psalm z dzisiaj?"
No i psalm przeczytałem (Ps 30,2.4-6.11-12a.13b), choć jeszcze nie rozważyłem dokładnie do mojej aktualnej sytuacji. Jest pełen nadziei na Opatrznościowy wymiar Tej drogi.
Proszę daj mi swojego Ducha Panie. Wylej Go na mnie dziś! Pragnę Go by widzieć i dobrze iść!
Zakończę ten wpis cennym cytat ze wspomnianej już Przyjaciółki :):
"Kiedyś słyszałam, że to Jezus wprowadza nas w każdy kryzys i z tego kryzysu nas też wyprowadza. A my mamy tendencje żeby samemu przeciwdziałać, a chodzi o to, że to On ma działać".
wtorek, 29 marca 2011
Już nie dam rady bez Boga!
Jest jak mówi tytuł: nie dam rady żyć bez Pana Boga!
Nie mówię tego ze smutkiem :)
Pan pozwala mi żyć bez siebie, więc nie muszę nawet o Nim myśleć.
Nie muszę, a jednak nie umiem nie myśleć! Nie umiem nie starać się o coraz ściślejszy kontakt z moim Bogiem!
Żaden w tym przymus. To tak jak z poznanym człowiekiem, który po wielu wspólnie spędzonych chwilach, po wielu sytuacjach razem przeżytych, po wzajemnej trosce o swoje dobro, staje się nam bliski. Taki człowiek staje się naszym Przyjacielem i chcemy z nim tworzyć tą przyjaźń jeszcze mocniejszą - dbać o nią!
Tak samo jest gdy poznamy Jezusa! Wiem, bo sam Go poznałem. Poznaję Go wciąż i długo to jeszcze potrwa. Zdecydowanie dłużej niż poznawanie swojego Przyjaciela, bo osoba to o wiele bardziej tajemnicza (w pewnym sensie), niezwykła i wspaniałomyślna! Nikt nie dorówna Bogu w jego doskonałości (czyt. miłości, mądrości, potędze i bezinteresowności) i nikt nie pozna Boga do końca.
Ale dlaczego nie mogę żyć bez Boga? Pewnie wciąż jeszcze dlatego, że po grzechu ciężkim moje życie stacza się jak lawina z głazów i kamieni, raniąc mnie, zabierając jasność myśli i nadzieję na jutro, a przy tym wpływając też źle na wszystkich wkoło. Ale też dlatego, że widzę jak Bóg bardzo kocha ludzi (Jezus cierpiał i umarł tylko dlatego by wykupić nas spod władzy grzechu).
Człowiek nie umie żyć bez miłości! "Panie do kogóż pójdziemy, Ty masz słowa życia wiecznego?" W miłości tylko możemy stać się w pełni ludźmi. Pragnę stać się według tego zamysłu!
Cokolwiek bym zrobił złego i żałował Bóg od tak zwyczajnie mówi coś w rodzaju: "Wstań synu, przebaczam Ci. Nie rób tego więcej, dla Twojego dobra, byś odnalazł szczęście". A ja co robię? Raduję się ogromnie, to prawda, ale gdy minie trochę czasu, znów wracam do grzechu. Bóg jednak przebacza 77 razy (liczba oznaczająca nieograniczoność). A kiedyś przyjdzie czas gdy całkiem uleczy mnie z mojego grzechu!
Bóg oczyszcza nasze serca przez swoją łaskę i przez wydarzenia, często te bolesne. Nie ma innej drogi przy tak zatwardziałych i pysznych stworzeniach :) Nie ma innej drogi nie naruszającej naszą wolną wolę!
On tylko chce byśmy trwali przy Nim, podnosili się! Wie że ciągle będziemy upadać i nie przeszkadza Mu to.
Dopóki walczymy wygrywamy! Wróg niestety jest blisko, a walka odbywa się na terenie duszy!
http://www.youtube.com/watch?v=8nWCsVudn5U
(Dopisek)
"Panie, gdzie jesteś, gdy cierpię?
Jestem przy tobie i pozwalam byś cierpiał, bo to cierpienie nas przybliża, gdy zdziera z ciebie wszelki brud.
Stajesz się przeźroczysty i zdolny do przyjęcia Światłości"
http://www.youtube.com/watch?v=8nWCsVudn5U
(Dopisek)
"Panie, gdzie jesteś, gdy cierpię?
Jestem przy tobie i pozwalam byś cierpiał, bo to cierpienie nas przybliża, gdy zdziera z ciebie wszelki brud.
Stajesz się przeźroczysty i zdolny do przyjęcia Światłości"
poniedziałek, 28 marca 2011
Trochę o sercu! (Rzecz o Miłości)
Mój Przyjaciel przekazał mi ostatnio usłyszane, bardzo mądre słowa:
"Oddaj mi najpierw swoje serce, wtedy ja dam ci serce tej drugiej osoby".
Powaliło mnie to! Otwarłem gębę i zapisałem usłyszany tekst.
Jakie to dla Pana Boga proste. Troszcząc się o relacje przyszłych małżonków, tak zapewne sobie to ułożył! No geniusz sam w sobie!
Oddając bowiem swoje serca Panu, dziewczyna i chłopak bazują na wspólnych podstawach.
Zastanawia mnie jednak pewna rzecz... Dlaczego to ja miałbym być wybrankiem niewiasty, którą sobie upodobałem? Na pewno nie każda dziewczyna mająca za podstawę życia Chrystusa, będzie szczęśliwa z każdym mężczyzną, mającym ten sam wzór.
Ja nie upodobałem sobie kilku niewiast. Czy i ta właściwa mi kobieta, nie ma zbyt wielu upodobań? Czy upodobania są nam dane wzajemnie? Opatrzność musiała to przewidzieć!
W Księdze Tobiasza występuje postać prowadząca Tobiasza do Sary.
Archanioł Rafał (imię o znaczeniu: Bóg uzdrawia) doprowadza do spotkania przyszłych małżonków.
Zdaje się, że każdy z nas ma takiego Anioła Doprowadzającego. Dla Boga jesteśmy równie ważni jak Sara i Tobiasz! To pewne!
Dlaczego jednak to trwa czasem tak długo?! Dlaczego musimy przechodzić przez lata tęsknoty, miesiące samotności, dni nadziei mówiące nam, że "może to już..?", "to na pewno ta!"
Pan troszcząc się o nas, musi przygotować nasze serca. On chce byśmy ofiarowali sobie piękne serca, a do tego prowadzi tylko jedna droga! Miesiące, a może i lata oczyszczania! Przechodzenie przez doświadczenia bolesne i kierowanie wzroku ku Wybawcy! Uczenie się jedynego możliwego kierunku łaski! Poznanie jedynej skutecznej drogi ucieczki! Tak to musi wyglądać! A czym bardziej schorowane serce, tym więcej kroków do pokonania, ale i więcej łaski umacniania.
Chciałbym tylko zdążyć na wyznaczony czas!
Oby mój okres oczyszczenia serca przyszedł w porę!
Wierzę, że i to Pan Bóg przewidział!
czwartek, 24 marca 2011
Tylko Miłość się liczy!
- Czy słyszysz prawdę Klaudio? Jak? Nauczysz mnie?
- Jeśli nie chcesz słyszeć prawdy, nikt cię tego nie nauczy.
Po to się narodziłem, aby dać świadectwo prawdzie - mówi Pan Jezus - a wszyscy szukający prawdy, słyszą mój głos.
Piotr nie przypuszczał, że zaprze się swojego Mistrza, a trzykrotnie to uczynił. Pan Jezus jednak nie potępił go ani przed, ani po tym czynie. Ile razy ja wyparłem się Pana Jezusa? A On nawet nie chowa urazy. Zwyczajnie Kocha mnie. Właściwie nadzwyczajnie, bo mi taka miłość jest obca. Ja może potrafię kochać zwyczajnie, niedoskonale.
Piłat zważał na lud i choć nie widział winy, bał się jego opinii. Piłat bał się opinii motłochu, ludzi, którzy w czynach Jezusa nie odkryli czynów męża Bożego. Skarceni unieśli się dumą. Ich ważny status, nie pozwolił na odkrycie prawdy. Tak jak bogatemu trudno wejść do królestwa niebieskiego, tak ludziom pysznym... chyba jeszcze trudniej. A czy pozycja społeczna to coś nieprzemijającego? Piłata już nie ma na ziemi. Jest po drugiej stronie i będzie tam w nieskończoność. Czy żyć wygodnie?
Przyprowadzili Pana Jezusa do biczujących, a Ci chcieli się tylko wykazać jak to potrafią dać łupnia śmieciowi. Nie wiedzieli kim jest. Zazwyczaj nie wiemy kogo spotykamy na swojej drodze. Nie warto patrzeć srogim wzrokiem. Nie wiemy kim jest druga osoba. Za każdym jednak razem jest to Człowiek. Warto mu pokazać kim ja jestem.
Chodzą pozerzy po ulicach i mają ambicję pokazać wszystkim jacy są ważni. Przecież też mają słabości. Nie są lepsi od kogokolwiek. Ukrywają się pod płaszczem mocy.
- Mój syn..! Kiedy, gdzie, jak
wybrałeś poddanie się?
Aż krzyczałeś: Czemuś opuścił mnie, mój Boże!?
- Matko, czynię wszystko nowe!
Nie ma większej miłości od tej, gdy życie oddajemy za przyjaciół swoich.
- Ojcze, oni nie wiedzą! Wybacz im!
Musiała być ogromna burza, gdy Syn Boży skonał!
Myślimy, że kim niby jesteśmy?
Jesteśmy już niedaleko... Prawie doszliśmy...
Szymon Cyrenejczy
Weronika
środa, 23 marca 2011
Sprawy się kołyszą między ciszą a ciszą!

Próba analizy:
Popychać dla zabawy, te sprawy... nie da rady. Myślę, że dobrze jest gdy leżę, i leżę i leżę, bo... tylko Tobie uwierzę! Nawlekając ciszę na palce, klepać się po brzuchu. Czekając (z tęsknotą) na przewidziany czas (Koh 3), gdy one lecą jak szalone, wystrzelają w przestworza i spadają do Morza! :)
Więc ja czekam i czekam i czekam, tylko Ciebie wciąż wołam, Ciebie wzywam z daleka (z początku przestrzeni między ciszami)... bo, tylko Tobie zaufam, tylko Tobie uwierzę..!
http://www.youtube.com/watch?v=ck6qA-Rmuso
http://www.youtube.com/watch?v=ck6qA-Rmuso
wtorek, 22 marca 2011
Pokój serca!
Jaka cisza i spokój, po rozmowie z Przyjacielem!
Całe niepokoje tego czasu, gdzieś zniknęły i pojawiła się głęboka pokora, względem tego, co Pan przygotował dla mnie, a i dla Niego. Bo okazało się, tak naglem, całkiem niespodziewanie, że mamy w sercu to samo "pragnienie", a "pragnienie" to jest tego rodzaju, że jest niepodzielne na dwoje.
Przyjaźń, szczerość, dobre intencje, zwrócenie się ku Bratu i zostawienie Mu wolnej drogi, bez zawiści i zazdrości i bez lęku o ciąg dalszy historii. To prawdziwie piękne zjawisko.
Prowadź nas Panie Boże i buduj nasze Domy! Tobie Ufam!
Subskrybuj:
Posty (Atom)